Zbliżają się wakacje, ale nam jakoś trudno się ze sobą roztać. Za oknem piękna pogoda, więc wszystkich nas ciągnie do natury, lasu, przyrody.
Małgosia wpadła na świetny pomysł – a może by tak jeszcze przed wakacjami spotkać się, kto może, na wspólnym pikniku w Żabieńcu pod Warszawą. Miejsce to nie jest dla nas obce, gdyż właśnie tutaj odbył się nasz pierwszy kulig, kiedy to jeszcze były prawdziwe zimy a w lasach leżał śnieg.
Spotkaliśmy sie w sobotę pod kościołem, to ci bardziej leniwi, tzn. zmotoryzowani i udaliśmy się w drogę do Żabieńca. Oprócz nas była grupa wytrwałych cyklistów, a wśród nich Ewa, Małgosia i Andrzej. Oni wyruszyli już wcześniej na swoich rowerach, tak, aby dotrzeć na miejsce przed nami.
Po dojechaniu do Żabieńca grupa „harcerzy” zaczęła poszukiwania miejsca na nasz piknik. Widać, a przede wszystkim słychać było, że inni też wpadli na pomysł spędzenia soboty poza miastem. W poszukiwaniu ustronnego i cichego miejsca udaliśmy sie na polanę pod krzyżem polowym. Tam Ksiądz Piotr odprawił dla nas Mszę Św. Jak zawsze podczas kazania wtórowały mu różne miejscowe ptaki. Było cudownie.
Po Mszy przenieśliśmy się z naszym piknikiem kawałek dalej, aby móc rozłożyć się na polanie i przygotować nasze grile. I tu się zaczęła niezła zabawa – problemy z rozpaleniem węgla. Jak widać na zdjęciu głód najbardziej zmógł Księdza i Piotra bo gorliwie przystąpili do walki o ogień. Jednak już po paru minutach nasze grile zaczęły pracować pełną parą.
I wtedy to nasze panie pokazały, na co je stać. Jak zaczęły wyciągać wiktuały z koszyków to trudno było utrzymać ślinkę. Beata zaskoczyła nas najbardziej – te karkóweczki w różnych sosach – mniam, chętnych do spróbowania było bardzo wielu. Ksiądz Piotr rozpoczął polowanie za kiełbaską. Jakoś najbardziej upodobał sobie „Wyborczą”, nie wiemy dlaczego...
Po posiłku przystąpiliśmy do omawiania przeczytanych wcześniej homili papieskich i rozważań na ich temat. Nasze dzieci postanowiły sprawdzić swoje umiejętności alpinistyczne. Może nam się to przydać podczas naszego następnego wyjazdu w góry.
Po pewnym czasie strawa i uczta duchowa, zapachy przyrody, uroki lasu zaczęły działać na nas coraz bardziej. Nawet Ksiądz Piotr uciął sobie małą drzemkę.
Grile zaczęły powoli wygasać. Piotr zaczął heroiczną walkę, komu tu jeszcze można „wcisnąć” ostatnią kiełbaskę. Próbował różnych chwytów, ale było trudno. Wszyscy byli już w innym świecie. Ale nagle zjawił się Stasio i on uratował „honor” grupy.
Wszystko zostało zjedzone. To sygnał, że można się zbierać. Jeszcze na koniec ostatnie wspólne zdjęcie nad zaporą i wakacje przed nami. Sptkamy sie dopiero we wrześniu.
Galeria zdjęć
|