W sobotnie popołudnie zebraliśmy się w Sali Papieskiej, naszym Gościem był Paweł Zuchniewicz. Tym razem opowiadał o książce „Ojciec wolnych ludzi” a także o kulisach jej powstawania.
Spotkanie rozpoczął Maciek od powitania naszej stypendystki Andźeliki Rycomber, która dzięki stypendium Santo Subito może studiować na drugim roku Pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej. Poza tym Andżelika bardzo chętnie udziela się w różnego rodzaju akcjach społecznych i charytatywnych.
Andżelika powiedziała parę słów o sobie i swojej rodzinie. Następnie głos zabrał nasz gość Paweł Zuchniewicz. Chociaż znamy Pana Pawła od kilku lat i spodziewaliśmy się, jaka „uczta duchowa” nas czeka, na nowo zachwycił nas Jego dar umiejętnego operowania słowem, łączenia odległych zdawałoby się faktów. Z przywoływanych opowieści wyłaniały się postaci żywych, autentycznych ludzi. Historie sprzed kilkudziesięciu lat rozgrywały się w wyobraźni słuchaczy tak, jakby byli ich uczestnikami.
Zbierając materiały do książki autor rozmawiał z wieloma bliskimi współpracownikami Prymasa Wyszyńskiego, miedzy innymi z Jego sekretarzem - ks. Piaseckim, Marią Okońską ze słynnej „Ósemki”, ks. Chrostowskim. Czytał liczne listy, dokumenty, w tym homilie. Słuchał nagranych rozmów z przedstawicielami ówczesnej władzy. Miał wgląd w zapiski TW „Krystyna”, gdzie bardzo starannym charakterem pisma zostało dokładnie opisane codzienne życie więzionego Prymasa. I jak nie widzieć w tym Planu Bożego – mówił nasz Gość - że do roli „szpiega” u boku Wyszyńskiego wybrano człowieka pedantycznie dokładnego, starannego, dbającego o zanotowanie najdrobniejszych szczegółów. Dzisiaj jest to skarbnica wiedzy o więzionym kapłanie. Wiemy, jakie modlitwy odmawiał, czy też dźwięk jakich kolęd dobiegał z pobliskiego kościoła, gdy w Wigilijny wieczór spacerował po zamkniętym, klasztornym ogrodzie. Ach, gdybym umiała tak wiernie odtworzyć wszystkie wątki poruszone przez Pana Zuchniewicza … A tak, wybaczcie.
Podczas pierwszego po wyborze spotkania z Polakami Jan Paweł II dobitnie podkreślał wielkość Prymasa: „Nie byłoby tego Polaka na Stolicy Piotrowej, gdyby nie Twoja heroiczna wiara … „. Zdaniem ks. Chrostowskiego najpierw powinna nastąpić beatyfikacja Wyszyńskiego, a dopiero później Wojtyły. Prymas był niejako Janem Chrzcicielem przygotowującym drogę Janowi Pawłowi II. Wyszyński zwykle był milczący, jednak w czasie kolacji przed II konklawe mówił, że następca Jana Pawła I powinien przyjąć imię Jan Paweł II oraz, że powinien zostać nim Włoch. Tak to wtedy czuł. Gdy stojąc z Wojtyłą (w oczekiwaniu na windę) patrzył na mijających ich kardynałów stwierdził „Nikogo z nich nie znam”. „A ja wszystkich znam” – odpowiedział kardynał krakowski (relacja ks. Piaseckiego). Gdy wyniki kolejnych głosowań zaczęły wskazywać na Wojtyłę, Prymas w przerwie powiedział do niego: „Jeśli wybiorą, proszę nie odmawiać. Dla Polski.” W poczuciu swojej wartości miał ogromną pokorę. Po powrocie do Polski mówił do ks. Chrostowskiego: „Mój czas odchodzić, a Jego wzrastać”. Choć byli tak różni, było w Nich wiele podobieństw. Obaj modląc się robili to przez wstawiennictwo Maryi, czytali „Traktat o doskonałym nabożeństwie do Matki Bożej”. Obaj głęboko zastanawiali się, gdy mieli przyjąć sakrę biskupią. Przez wiele lat Wyszyński wspominając swoje jednodniowe zastanawianie się, nazywał to aktem niewiary: „To mój największy grzech – brak zaufania, że moja słabość ma tu znaczenie”. Mawiał, że wiara to nadzieja na miłość. Obaj w sytuacjach skrajnie trudnych ( zamach, uwięzienie) starali się dostrzec, co Bóg chce im przez to powiedzieć. Dlatego Prymas odebrał zamknięcie jako błogosławieństwo. Co prawda odebrano Mu misję, oderwano od owiec, nie wie, co go czeka i wtedy zaczyna myśleć o pisaniu Aktu Zawierzenia. Będąc w niewoli, oddaje się w niewolę Maryi. Ma dużo czasu i chce go dobrze wykorzystać. Widzi, że Pan Bóg stworzył mu szansę na zrobienie czegoś, jest przekonany, że to jest po coś. Przyznacie, że to dość niezwykłe odczytanie spadających na człowieka kłopotów. Wyszyński był świadomy, że grozi mu załamanie, dlatego zrobił sobie dokładny plan dnia od 5 rano do 22 wieczorem. Z zapisków TW „Krystyna” wyłania się osoba głębokiej wiary, obdarzona poczuciem humoru, ale i zwykłą, ludzką troską o kondycje fizyczną. To było Jego siłą. Zachowanie równowagi psychicznej i całkowite zawierzenie Woli Bożej. Po odczytaniu na Jasnej Górze „Ślubów Jasnogórskich” (na wałach stał pusty fotel dla Prymasa) Wyszyński powiedział: „Spadł mi kamień z serca, oby stał się chlebem dla narodu”.
Podobnie jak JP II zmienił się po zamachu, tak i On po wyjściu z więzienia był już innym człowiekiem. Wszyscy to zauważyli. Wychodząc na wolność miał bardzo silną pozycję. Procentowało to w latach 60-tych, gdy stosunki między Państwem a Kościołem były niezwykle trudne. Wyszyński widział potrzebę rozwoju Polski poprzez rozwój rodziny. Mówił: „Nas powinno być 50 mln”. Już wtedy widział zagrożenie niżem demograficznym. W nagranych rozmowach z Gomułką widać jak mu współczuł, rozumiejąc, że trudno jest rządzić Polakami. Czując się odpowiedzialnym za naród, wiedział, że powinien mu doradzać. Kto by pomyślał – Wyszyński duchowym przewodnikiem Gomułki. Jeśli dołożymy do tego fakt, że w latach 70-tych Prymas martwił się upadkiem moralności wśród komunistów mamy prawdziwie ewangeliczny obraz – miłujcie nieprzyjaciół swoich. I taki właśnie był – na zewnątrz poważny, wręcz surowy, w środku serdeczny i miłujący. Wszystkie kazania zaczynał słowami: „Umiłowane Dzieci Moje, Dzieci Boże”. Był jak ciepła ściana, można się przy niej ogrzać, można się o nią oprzeć, ona się nie przesunie. Przekonywali się o tym Jego goście, których przyjmował niezwykle serdecznie, sam częstował pieczonymi przez siostry pączkami. Potwierdziła to Alicja, która w czasach studenckich wielokrotnie bywała na Miodowej z duszpasterstwem akademickim. Do dzisiaj przechowuje w domu wiele pamiątek z tego okresu. Może kiedyś przyniesiesz je na spotkanie? Gdy przed Kościołem Wizytek stanął pomnik Prymasa Wyszyńskiego, dało się słyszeć głosy tych za i tych przeciw. Ale wszyscy, którzy dobrze Go znali widzieli autentyczność posągu przy Krakowskim Przedmieściu – Ojciec siedzi i patrzy z miłością na swoje Dzieci. Taki pozostanie w naszej pamięci.
Z wielką radością przyjęliśmy nadanie Panu Pawłowi Zuchniewiczowi tytułu Honorowego Członka Stowarzyszenia Santo Subito. A potem były zdjęcia i podpisywanie książek. Mogliśmy też porozmawiać z naszą stypendystką - Andżeliką. Miło było posłuchać o Jej studiach i działaniach w ramach wolontariatu podczas wakacji. Dała nam dodatkowa motywację do pieczenia góóóóóry ciastek, dzięki którym podczas akcji ciasteczkowych zbieramy pieniądze na stypendia dla uzdolnionej młodzieży, która bez naszego wsparcia nie mogłby sobie pozwolić na podjęcie nauki na wyższych studiach.
Jestem pewna, że każda minuta tego spotkania będzie owocować w naszym życiu.
Galeria zdjęć
Dzwiękowy zapis spotkania
|