Wczoraj świętowaliśmy Poniedziałek Wielkanocny, dzisiaj wchodzimy w bezpośrednie przygotowanie do beatyfikacji Jana Pawła II. Po wieczornej mszy świętej słuchamy wierszy napisanych przez dzieci i młodzież, a poświęconych osobie naszego Patrona. W interpretacji Ewy Kani brzmią one przepięknie. Podobnie jak Jej, mi również najbardziej utkwił ten podkreślający zamiłowanie Papieża do bananów, które ostatecznie przegrało z miłością do młodzieży. Prosta dziecięca filozofia, szczera i przez to bardzo prawdziwa.
Następnie prelekcję wygłasza dobrze wszystkim znany Paweł Zuchniewicz. Pragnie opowiedzieć o całym pontyfikacie Jana Pawła II, w którym wyraźnie można dostrzec kolejne etapy. Porównuje je do przeobrażeń następujących w życiu mistyka. Swoją opowieść barwnie okrasza licznymi fragmentami homilii papieskich, przez co w niejednym oku na dźwięk papieskiego głosu pojawia się łza.
Pierwsze lata (do zamachu) to Poszukiwanie. Poszukiwanie Boga, ale i bliźniego. Kiedy Jan Paweł II zachęcał nas – „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi!”, wyznaczył kierunek na całe życie. Mówiąc o decyzji Konklawe, podkreślał, jak ogromne zadania i zobowiązania rodzą się z tego wyboru. Po tylu latach tradycji wybierania na Stolicę Piotrową Włochów przyszedł człowiek „z dalekiego kraju”. Człowiek, który pytał, chciał poznawać świat, umiał słuchać i miał odwagę powiedzieć: „Ja nie chcę Waszego dobra, ja chcę dobra dla Was”. Po zamachu przyszło Spotkanie. Spotkanie Boga często jest połączone z cierpieniem. Tak było i w Jego życiu. Ale nie dał się zwyciężyć złu, pokazał jak zło dobrem zwyciężać. A przecież trudno jest wyjść z dobrem, gdy jest się uderzonym. On po trzykroć przebaczył zamachowcowi. Potem nastąpiło Spotkanie z Bogiem. Początek choroby, upadek, po ludzku powiedzielibyśmy, że tragedia. Papież odczytał to inaczej. Mówił: „Zrozumiałem, że mam wprowadzić Kościół w trzecie Tysiąclecie przez modlitwę, ale widzę, że to nie wystarcza”. Zawsze wiedział, że potrzebne jest jeszcze coś. Do modlitwy trzeba było dołożyć cierpienie. Cały świat widział jak je dokładał przez lata, z każdym rokiem więcej. Mistyk i zarazem człowiek czynu. Aż przyszedł ostatni etap. Miłość, wierność do końca, świętość miłości. Przypominał, abyśmy nie lękali się tych, którzy zabijają ciało. Mówił, aby nie bać się dążyć do pełni człowieczeństwa, czyli do świętości. Święci muszą nieraz zawstydzać. Potrzebny jest zbawczy wstyd, żeby odkryć Boga na nowo. Święci świadczą o wielkiej godności człowieka.
Gdy na koniec ŚDM w Toronto Papież mozolnie, ale samodzielnie wspinał się po schodach do samolotu, jeden z obserwatorów powiedział: „Ja już nigdy nie będę się skarżył.”
Kwiecień 2005. Cały świat wstrzymuje oddech. Na Placu Świętego Piotra gęstnieje rzesza ludzi (Papież nie lubił słowa tłum, tłum jest bezimienny, a dla Niego każdy człowiek był ważny). Jest to głównie młodzież. Bo młodość zawsze pójdzie za ideałem. Kiedyś Papież zdradził młodym co przekonało do Ewangelii młodego Karola - „Tam nie ma żadnej taniej obietnicy”. Dlatego, gdy odchodził do Domu Ojca, chcieli być blisko Niego.
Jan Paweł II uczył nas wybierać, uczył być odpowiedzialnym. Czy dorastamy do zadań i zobowiązań, o których mówił od października 1978 roku? Tym ważnym pytaniem zakończył spotkanie Paweł Zuchniewicz.
Galeria zdjęć
Film ze spotkania
|