Od kilku lat tak się składa, że gdy wybieramy się na majówkę, poranna pogoda nie jest zbyt łaskawa, aby później, po mszy świętej wynagrodzić nam słońcem. W tym roku w komplecie ze słońcem był jeszcze lekki wiaterek. W lekkim powiewie przychodzisz do mnie Panie...
Ale zacznijmy od początku.
Zaopatrzeni w mapy, nawigacje i dobre humory wyruszyliśmy w drogę. A jak wiadomo w dobrym towarzystwie nie zauważa się upływającego czasu, dlatego niektórzy jechali, jechali, jechali... . Ważne, że dojechali. A może wyczuli, że nie ma się co tak śpieszyć? Pierwsi z nas obserwowali w Pieczyskach padający przez kilka minut grad. Ale na tym skończyły się niemiłe niespodzianki.
Msza święta rozpoczęła się odsłonięciem cudownego wizerunku Matki Bożej Pieczyskiej. Pod Jej czułym okiem uczestniczyliśmy w sprawowaniu Najświętszej Ofiary. Podczas homilii ksiądz Piotr nawiązał do przypadającego dzisiaj Święta Matki Bożej Łaskawej – patronki Warszawy. Jej ikona ofiarowana w 1651 roku królowi Janowi Kazimierzowi przez papieża Innocentego X była dwukrotnie odwiedzana przez Jana Pawła II. 13 czerwca 1999 roku prosił Panią Łaskawą: „miej w opiece Warszawę, jej mieszkańców i całą naszą Ojczyznę! Strzeż obecności Twojego Syna w sercach wszystkich ochrzczonych, aby pamiętali zawsze o swej godności ludzi odkupionych krwią Chrystusa...”.
My podczas modlitwy powszechnej przedstawiliśmy Bogu nasze intencje. Gosiu, pamiętaliśmy o Twojej prośbie i modliliśmy się o dar wiary dla wątpiących w naszych rodzinach. Bogu niech będą dzięki za wszelkie otrzymane łaski!
Na wyjściu z kościoła powitało nas słońce. Ruszyliśmy w kierunku dobrze znanej wiaty. Zaczęło się majowe grillowanie. Jak na bajkowe zaklęcie „Stoliczku nakryj się” z toreb i koszyków wyskakiwały różna ciasta, mięsa, kiełbasy, sosy, świeże bułeczki, powidła, słodycze, warzywa i … nawet grzybki z Puszczy Knyszyńskiej. A jakby tego było mało „czarodziejskie” ręce rozpalały ogień, wystawiały naczynia, robiły herbaty i kawy – z mleczkiem i bez mleczka, z cukrem i bez cukru. I tak dalej i dalej. Pod wiatą zaroiło się jak w ulu.
Gdy zaspokoiliśmy pierwszy, a może nawet i drugi głód, rozpoczęliśmy śmianie się z papieżem, a właściwie z papieżami. Słuchaliśmy anegdot związanych z Janem XXIII i Janem Pawłem II. Zrobiło się bardzo, bardzo wesoło. Przytoczę kilka historii dla tych, którzy nie mogli z nami wybrać się na majówkę.
Zapytany Jana XXIII „Ilu księży pracuje w Kurii Rzymskiej?” odpowiedział - „Co najwyżej połowa”.
W Wenecji ptak zabrudził mu sutannę – skwitował to z uśmiechem „Jak dobrze, że krowy nie potrafią latać”.
Tuż po wyborze mówił - „Każdy może zostać papieżem; najlepszy dowód, że ja nim zostałem”.
Pod koniec grudnia 1944 r. abp Roncalli, późniejszy Jan XXIII, przybył do Paryża jako nuncjusz apostolski. Jako dziekan korpusu dyplomatycznego miał złożyć życzenia noworoczne w imieniu dyplomatów szefowi rządu gen. Charlesowi de Gaulle. Ponieważ nie było pewności, że przyjedzie na czas, na wszelki wypadek zastępcze przemówienie napisał ambasador ZSRR. Roncalli nie zdążył przygotować tekstu, więc udał się do Rosjanina, od którego pożyczył przemówienie i je wygłosił, dodając od siebie jedynie kilka słów o Bożej opatrzności.
Kiedyś w czasie bankietu posadzono go obok mocno wydekoltowanej pani. Podczas deseru podał jej jabłko i wyjaśnił: "Ewa dopiero gdy zjadła jabłko spostrzegła, że jest naga".
Lubił żartować ze swojej tuszy. Po uroczystej sesji w Akademii Francuskiej stwierdził, że na tamtejszych krzesłach mieści się tylko pół nuncjusza...
Już jako papież usłyszał jak za jego plecami jedna pani mówiła do drugiej: "Jaki on jest gruby!", na co Jan XXIII odwrócił się i odrzekł: "Moje panie, konklawe to nie konkurs piękności".
Podczas odwiedzin w szpitalu Ducha Świętego, roztargniona siostra przełożona przedstawiła się słowami: "Jestem przełożoną Ducha Świętego", na co Jan XXIII odparł: "Ma siostra szczęście, ja jestem tylko wikariuszem Jezusa Chrystusa".
O jednym ze swoich współpracowników mawiał: "Ma wiele pomysłów, lecz czasem zastanawiam się, kto tu jest papieżem: on czy ja...".
Gdy po raz pierwszy wszedł do swych watykańskich apartamentów, otworzył okno mówiąc: "Wpuśćmy trochę świeżego powietrza". Gest ten stał się symbolem jego pontyfikatu. "Świeżego powietrza" dla Kościoła oczekiwał po soborze, który rozpoczął w 1962 r. "Był to krok nieoczekiwany, snop niebiańskiego światła" - wyznał w inaugurującym go przemówieniu.
A teraz kilka anegdot związanych z naszym Patronem.
Pierwszy wieczór po wyborze spędził ze swoim sekretarzem rozglądając się po nieznajomych pomieszczeniach. Z tego, co znaleźli w lodówce przygotowali coś do zjedzenia na kolację - „Jak na wycieczce w Polsce” - stwierdził papież.
„Jeśli nie zobaczę żywego słonia, nie uwierzę, że jestem w Afryce” - zażartował będąc w Nigerii. Nie spodziewał się, co z tego wyniknie. Całą noc armia ludzi próbowała schwytać żywe zwierzę. Nie udało się. Po pewnym czasie przyszła do Watykanu przesyłka z Nigerii – żywy słoń!
Jakież było zdziwienie dziennikarzy, którzy przed wizytą papieża jako pierwsi weszli do sali ludowej w małym afrykańskim państewku. Na ścianie wisiały cztery ogromne portrety: Marksa, Lenina, Mao Tse Tunga i …. Jana Pawła II.
Na początku pontyfikatu papieżowi udało się kilka razy wymknąć na narty bez obstawy. Kiedyś przy wyciągu mały chłopiec spojrzał i zawołał – „Ty jesteś papieżem”. „Nie, pomyliłeś się” - wyparł się pytany. Po chwili chłopiec wrócił i ponownie mówi – „Jesteś papieżem”. Jan Paweł II znowu zaprzeczył, ale szybko odjechał na nartach, rzucając do ks. Dziwisza – „Uciekamy, odkryli nas”.
Kardynał Wojtyła przyjaźnił się z dziećmi z przedszkola w warszawskim Domu Sióstr Urszulanek. Po wyborze siostra zapytała dzieci – „Czy wiecie, że mamy już Ojca Świętego?” „Tak” – odpowiedziały chórem. „A skąd pochodzi?” Padła odpowiedź - „Z naszego przedszkola”.
Śmiechom nie było końca. Niekiedy osoby prezentujące żarty same musiały wyśmiać się, aby móc dokończyć opowieść. W trakcie odbyły się 4 konkursy, zwycięzca każdego losował z maszyny losującej (ha, ha) numer nagrody. Zwycięzcami zostali: Viola Trybulec – dwukrotnie, Basia Linke i Wojtek Bobrowski. Organizatorom konkursu przyświecała zasada Adama Słodowego „Zrób to sam”. Usłyszeliśmy jeszcze, że wszelkie reklamacje przed, w trakcie i po losowaniu nagród nie będą uwzględniane. I zaczęło się. Przy wręczaniu nagród wybuchały kolejne salwy śmiechu. Dlaczego? Zapytajcie obdarowanych.
Nagroda nr 1
Romantyczna kolacja w chińskiej restauracji.
Termin do uzgodnienia, konieczna wcześniejsza rezerwacja.
Nagroda nr 2
Wysokiej klasy, energooszczędna zmywarka do naczyń.
Wieczysta gwarancja. Po prostu perpetum mobile.
Nagroda nr 3
Seria zabiegów SPA „Twój relaks”-” Lśniące, zdrowe włosy”.
Czepek ochronny gratis!
Nagroda nr 4
Seria zabiegów SPA „Twój relaks”-” Cera wiecznie młoda”.
Okulary ułatwiające zasypianie gratis!
Nagroda pocieszenia
Fascynująca, rozwijająca wyobraźnię gra logiczna.
Wymagania sprzętowe - HOMO SAPIENS – wiek 3+.
Cały dzień upłynął pod hasłem uśmiechu. Jak mówi stara mądrość ludowa - „Za wszystko można zapłacić kartą MasterCard,ale pamiętajcie spotkanie z przyjaciółmi – bezcenne”.
Udało nam się choć przez kilka minut porozmawiać z ks. Mariuszem. W przeciwieństwie do nas On miał bardzo gęsto zapisaną obowiązkami całą sobotę. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy miło spędzić czas w gościnnych progach Jego parafii u Pieczyskiej Pani. Maciek podarował świeżo wydaną płytę z przedstawienia „Przed sklepem jubilera”. Zrobiliśmy jeszcze wspólne zdjęcie i ks. Mariusz pobiegł do swoich obowiązków.
My rozkoszowaliśmy się ostatnimi promieniami słońca, dzieci baraszkowały na łące, a psy, ochrzczone owieczkami oddawały się uciechom, o które trudno w środku miasta. A swoją drogą super grzeczne dzieci i takież pieski, aż miło popatrzeć.
Wszystko zakończyliśmy śpiewami przy gitarze. Po Litanii Loretańskiej chwaliliśmy łąki umajone, by na ostatek razem z Beatką, uśmiechającą się do nas gdzieś z góry, zaśpiewać Naszej Panience piosenkę na dobranoc.
Do zobaczenia na następnej majówce.
Z Bogiem
Galeria zdjęć
|