Przed sklepem jubilera, 11 maja 2013
(recenzja całkowicie subiektywna)
– Cicho... Oto on! Ukochany mój, nadchodzi! Deszcz ustał, na ziemi widać już kwiaty... Karolowi Wojtyle nie wystarczyła “Pieśń nad Pieśniami”: w roku 1960 napisał sztukę “Przed sklepem jubilera”, poświęconą absolutnemu istnieniu miłości. 11 maja 2013 r. Teatr Santo Subito zmierzył się z jej przesłaniem, prezentując w kościele św. Ojca Pio na warszawskich Kabatach spektakl muzyczno-filmowy, z orkiestrą grającą na żywo i chórem.
Muzykę do filmu skomponował Jakub Kaczmarek – dyrygent, reżyser i scenarzysta w jednej osobie. W projekcie wzięło udział ponad 40 osób: aktorzy, muzycy, śpiewacy oraz wsparcie techniczne. Opiekę artystyczną nad tym śmiałym przedsięwzięciem sprawowała Ewa Kania, aktorka teatralna i filmowa – współtwórczyni scenariusza “Przed sklepem jubilera”, a zarazem autorka koncepcji scenicznej i reżyser. Nad całością czuwał producent Maciej Trybulec. – Przed państwem – orkiestra PSJ! – zapowiedział wejście młodych muzyków z warszawskich szkół muzycznych.
Strojenie rozpoczęły pierwsze skrzypce (Zofia Rubin), aby po chwili uraczyć słuchaczy Uwerturą B-dur. I cóż, mimo że muzyka w założeniu miała być stricte filmową, czyli tłem do całej akcji „Przed sklepem jubilera“, stało się inaczej.
Pod batutą Kaczmarka, zdarzyło się coś, co nie zdarza się zazwyczaj w filmie: muzyka zaczęła płynąć własnym rytmem, unosząc na wodach mórz północnych dryfującego Titanica, goniąc po krakowskim bruku rozklekotaną bryczkę woźnicy, który krzyczał z radością: – Ale jazda! Czasem muzyka zaskakiwała mocnymi dźwiękami veloce con forza, zwłaszcza w intermedium wojennym (jak w „Hubalu“ Kilara), w innych aktach rozrzewniała tak, że w oku wielu widzów zakręciły się łzy...
Uciekali przechodnie przed rowerzystą Jubilerem, który radośnie pomykał przed kościołem Mariackim. Niektórzy słyszeli w tej muzyce nuty Griega, inni Rubika, a jeszcze inni zatopili się w łagodnym kołysaniu starego bryga „Piratów z Karaibów“ (wyraźna inspiracja Hansem Zimmerem;). Podczas premiery emocje były tak wszechogarniające, że dyrygent Jakub Kaczmarek rzucał batutą niczym Obi Wan Kenobi mieczem świetlnym, a widzowie siedzieli w rozterce, gdzie patrzeć: na niego, na ekran czy może jednak na prześliczne skrzypaczki, altowiolistki i wiolonczelistki?
Zdjęcia do filmu kręcone były przez ekipę Kaczmarka jesienią w Warszawie, zimą Krakowie. Martwiliśmy się, że kamera wysiada na zimnie, ale udało ją się odmrozić w antrakcie w krakowskiej restauracji „Nostalgia“… Nie mogło się też obyć bez pomocy mieszkańców obu miast: jedni użyczali rekwizyty – rowery i walizki z epoki, inni wpuszczali ekipę do swych prywatnych mieszkań i na ciemne wieże kościelne, jeszcze inni częstowali kanapkami aktorów, powracających z konkurencyjnych nocnych planów. I tak kręcił się ten film, jak karuzela przed Dworcem Głównym w Krakowie, aż wreszcie, przełamując fale wzruszeń i uniesień, przetykane wyboistymi ścieżkami regularnych prób aktorskich – dotarliśmy do dnia próby generalnej. Pozbawiona kolacji podczas trwającej 6 godzin próby orkiestra PSJ grała presto, presto, coraz bardziej veloce...
Mało brakowało, a premiera mogła nie dojść do skutku z powodu nierozpoznanej w porę akustyki kościoła O. Pio (aż reflektory pękały!), ale przytomność supportu i czujność producenta zadziałały. W porę udało się pogodzić racje nagranej już ścieżki dźwiękowej do filmu z powerem dominującej dźwiękowo orkiestry wcale nie kameralnej, udało się też wyciszyć rozśpiewany sopranami i altami chór (kierownictwo: Małgorzata Hubicka), który dał popis wokalny zwłaszcza w utworze „Requiem“.
Do filmu została nagrana ścieżka dźwiękowa, pod kierunkiem artystycznym Ewy Kani, która opracowała trudny tekst Karola Wojtyły. Przygotowała dialogi i interpretację aktorską podczas wielu, wielu prób. Widać tu było doskonały warsztat doświadczonej reżyserki dźwięku i dubbingów. Dzięki temu głosy idealnie (co do sekundy) pasowały do nakręconych wcześniej scen, które wreszcie zyskały właściwy sens… Nagrania zrealizował Krzysztof Włodarski, zaprzyjaźniony z ekipą właściciel Legend Art Studio.
Powagę tematyki umierającej na naszych oczach miłości (w roli Starej Teresy – niezrównana Ewa Pietrzak-Pietrucha, zdradzę, że trzeba ją było uśmiercić z przyczyn technicznych, nie mogła bowiem zjechać na plan filmowy do Krakowa) przerywały komentarze chóru antycznego, żywcem wyjętego nie z Sofoklesa, ale raczej z filmów Woody’ego Allena: – Ach, ileż serc, ile słów, sytuacja jest nader piękna…
Nowatorskim elementem przedstawienia były intermedia (autorstwa Danuty Bolikowskiej i Macieja Trybulca), przekładające dość trudny w odbiorze tekst Wojtyły na język i przeżycia współczesnych bohaterów dramatu, występujących na żywo (z puderniczką, jako rekwizytem;). Tu – niezapomniane kreacje Ewy Kani, Elżbiety Południk, Katarzyny Rojewskiej, Piotra Gąsowskiego i Konrada Habita. Aktorzy wypowiadając swe kwestie, wmieszali się w tłum widzów, tworząc z nimi uniwersalną całość. Dzięki koncepcji dramaturgii Ewy Kani widzowie mieli wrażenie, że są nie tylko odbiorcami spektaklu, ale też jego żywymi uczestnikami. Wrażenie na słuchaczach robiło także intermedium wojenne, gdy słychać było rozpaczliwe, konradowskie wołanie wdowy do Boga: - Dlaczego mi go zabrałeś?! Wydźwięk tej sceny podkreśliła monumentalna muzyka Kaczmarka.
Rozterki uczuciowe i problemy Anny (Ewa Szalacha) łagodził Adam (Zbigniew Perkowski), tłumacząc jej cierpliwie w użyczonej do zdjęć filmowych sali papieskiej kościoła św. O. Pio (serdeczne podziękowania dla ks. Proboszcza Ignacego Dziewiątkowskiego), że „miłość to nie jest przygoda, nie może być chwilą. Wieczność człowieka przechodzi przez nią. Dlatego odnajduje się w wymiarach Boga, bo On jest wiecznością“. Jednak postać Adama była tu dość kontrowersyjna, gdyż udając pocieszyciela, wodził na pokuszenie niepewną swych uczuć Annę.
W role Moniki i Krzysztofa – innej pary, niosącej ze sobą bagaż pokoleń po prastarym mieście Kraka (symbolika ciężkich waliz) wcielili się Joanna Ciechomska i Maciej Trybulec. Potem, biegający po krakowskim rynku wokół rzeźby Mitoraja młodzi Teresa i Andrzej (Magdalena Wojnecka i Dariusz Bubienko), straszyli gołębie odporne na turystów, by wreszcie powziąć trudną decyzję i wypowiedzieć sobie sakramentalne “tak”. A im wszystkim towarzyszył z oddali Jubiler, może przypadkowy przechodzień jakby z filmów Kieślowskiego, a może Kreator Miłości, Bóg, szanujący wybory ludzi, ale prowadzący ich dyskretnie ulicą w stronę witryny sklepu z obrączkami?
Ktoś po spektaklu pytał, o czym właściwie jest ta sztuka? Jak wszystkie najlepsze filmy świata – o miłości oczywiście! Miłości absolutnej, trwającej dłużej niż ludzkie indywidualne istnienie, poza czasem i przestrzenią, o miłości tak niesamowitej, która krzyczy: jeśli mnie jeszcze nie zaznałeś, to aby stać się człowiekiem w pełni, musisz jej szukać, zakosztować, ona musi tu gdzieś być! I przewartościować, przecierpieć swoje życie, by w końcu móc zrozumieć, że bez niej nic. Że choćby gadać językami ludzi i aniołów, choćby słuchać muzyki świata, i mieć wiedzę zakrytą przed innymi, i posiąść rezerwy wszystkich banków światowych – bez niej nic, bo ona jest po prostu... nieomylna. Absolutne istnienie trwa. Oraz trwają nagrania orkiestry PSJ, pracującej ciężko w studiu nad wydaniem płyty z muzyką do filmu...
Danuta Bolikowska (Jubiler)
„Przed sklepem jubilera“: reżyseria, muzyka, zdjęcia, dyrygent – Jakub Kaczmarek; opieka artystyczna, scenariusz, przygotowanie aktorów – Ewa Kania; kierownictwo chóru – Małgorzata Hubicka, produkcja: Maciej Trybulec. Wystąpili: aktorzy Teatru Santo Subito, orkiestra PSJ złożona z uczniów warszawskich szkół muzycznych, 12-osobowy chór. Projekt plakatu: Magdalena Wojnecka. PR – Małgorzata Wojnecka. Premiera: Warszawa, 11 maja 2013 r.
Galeria zdjęć z prób
Galeria zdjęć z Premiery
|